wtorek, 29 kwietnia 2014

Za mało słów.

  Bandos z domu tymczasowego został adoptowany 5 kwietnia. Sielanka nie trwała długo....
  
Niestety wykryto u niego ogromnego guza śledziony.
Guz się otworzył i wypełnił krwią jamę brzuszną.


Potrzebna była operacja NATYCHMIAST 

....w innym wypadku pies nie dożyłby ranka. W niedzielę wielkanocną został przez nas przewieziony do kliniki w Katowicach. Właścicielom zepsuł się wtedy samochód więc błagali o pomoc. Pies potrzebował operacji, co wiązało się z ogromnymi kosztami. Postanowiliśmy pomóc.

Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że Bandos nie ma już gdzie wrócić...
Nie ma już domu....

Nikt nie chce chorego psa.
Nie wiadomo ile życia mu pozostało...



Teraz Bandos jest sam. Nie ma nikogo. Pani Iza postanowiła mu pomóc, ale to jest kwestia zaledwie kilku dni.


Porzucony, samotny, znów skrzywdzony.

BŁAGAMY O POMOC! O DOM STAŁY LUB TYMCZASOWY DLA BANDOSA!
Bo na dzień dzisiejszy pies nie ma gdzie się podziać :(

KONTAKT:

782 341 515 / 782 241 515





11 komentarzy:

  1. Brak słów... Czy jak zachoruje im dziecko, to też wystawią je za bramę i zamkną drzwi na klucz? Przecież pies to członek rodziny, przyjęli go dobrowolnie i świadomie pod swój dach. Gratuluję temu Państwu empatii, odpowiedzialności i ogólnie poukładania w głowie. Może zamiast żywej istoty sprawią sobie foremki do piasku i hulajnogę, bo do dorosłego życia, z braniem pełnej odpowiedzialności za swoje decyzje, chyba jeszcze nie dorośli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety ludzie 21 wieku są wygodni. po co komu pies, który się "zepsuł". trudno jest komukolwiek zaufać...
      tak strasznie jest ciężko...

      Usuń
  2. Dzieci to zamyka się na strychu i głodzi teraz ludzie nie szanują ani przyjaciela na czterech łapach ani dzieci które nosi się pod sercem jeśli nie dopasowuja się do ich modelu życia :( masakra

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieci to zamyka się na strychu i głodzi teraz ludzie nie szanują ani przyjaciela na czterech łapach ani dzieci które nosi się pod sercem jeśli nie dopasowuja się do ich modelu życia :( masakra

    OdpowiedzUsuń
  4. a może po prostu nie każdego stać na chore zwierze? ciągłe wizyty u weterynarzy o tym to juz nie pomyślicie?! zal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc przed adopcją psa trzeba pomyśleć, a tu myślenia ze strony adoptujących zabrakło - mianowicie - czy będę w stanie go leczyć jak zachoruje. Czy będę z nim na dobre i na złe?
      Zresztą - właściciele zachowali się jak...- brakuje epitetów żeby to określić.
      Mieli zapowiedziane, że Fundacja pomoże w opłaceniu operacji więc jakie koszty? No jakie? ZEROWE. Osoby z fundacji na telefon od właścicieli o ciężkim stanie psa niezwłocznie wsiadły w samochód i po psa pojechały, aby przewieźć go do lecznicy.
      Nikt nic od nich nie chciał - jedynie tyle by odebrali po operacji i leczeniu SWOJEGO psa z kliniki.

      Zresztą, zwykłym tchórzem można nazwać osobę, która nie potrafi nawet powiedzieć, że psa nie chce. Najłatwiej przestać odbierać telefon.


      Żal - to można pisać o właścicielach. Tfu - pseudo właścicielach.

      A może właśnie piszę z byłym pseudo-właścicielem? Hmm?

      Usuń
    2. Mam chorego psa. Już drugiego. Z chorobą wrodzoną i nieuleczalną. W lecznicy prawie mieszkam od 6 lat. Czasem bywa, że miesięczne wydatki na psa pochłaniają większą część pensji. Ale w życiu nie pozbyłabym się mojej suni w tak perfidny sposób. Dla mnie decyzja o wzięciu zwierzęcia jest decyzją na dobre i złe, na całe życie zwierzaka. Prawie jak małżeństwo. Biorąc psa nie liczę na szczęście, że nie zachoruje i jakoś to będzie, tylko mam świadomość, że być może będę musiała ponosić koszty leczenia, i to niemałe, i zastanawiam się, czy będzie mnie na to stać. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że "sorry mała, ale nie mam dla Ciebie kasy" albo "nie mam dla Ciebie czasu i nie pojedziemy do weta".

      Usuń
  5. proszę czytać ze zrozumieniem. "postanowiliśmy pomóc"
    wszystkie faktury opłacamy z darowizn na fundację.
    rozumiemy, że nie każdego było by na to stać, bo jako prywatnym osobom w podobnej sytuacji również było by nam ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeżeli bierze się psa, to bierze się odpowiedzialność za psa. Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. A jak się nie ma kasy, to się nie rodzi dzieci i nie bierze zwierząt. Liczenie na to, że wszyscy do śmierci nie będą chorować to mrzonka i przypomina bredzenie trzylatka.

    OdpowiedzUsuń
  7. ciągłe wizyty? jak człowiek choruje to idzie do lekarza, matka wysyła swoje dziecko, by nie chorowało... jak pies choruje to się go oddaje? wyrzuca? przywiązuje do drzewa? porzuca i traktuje jak nikomu niepotrzebnego śmiecia?
    jak można tak w ogóle napisać: "a może po prostu nie każdego stać na chore zwierze? ciągłe wizyty u weterynarzy o tym to juz nie pomyślicie?! zal" - czyżby to właściciel miłościwy pisał? kochający zwierzęta i uczuciowy człowiek? życzę Tobie człowieku, by Ciebie kiedyś ktoś potraktował jak śmiecia, gardził Tobą i nie udzielił Ci pomocy jakiejkolwiek, byś poczuł odrzucenie!!! brzydzę się Tobą i gardzę, kimkolwiek jesteś!!! serce mnie boli, że można tak myśleć o zwierzętach, bo wg Ciebie to tylko zwykły burek, żebrzący o jedzenie i zapatrzony w człowieka jak w obrazek! żałosne, że nawet nie umiałeś się podpisać imieniem. Piesek cierpi i tuła się od domu do domu, ufając i tracąc nadzieję, cierpi i przeżywa wszystko. Zastanów się "człowieku", po co w ogóle żyjesz!!!!
    Bogusia

    OdpowiedzUsuń