sobota, 5 grudnia 2015

FUNDACJA - wyobrażenie kontra rzeczywistość...

Myśląc o Fundacji ,Waszym oczom ukazuje się widok miejsca z ogromnymi połaciami terenu, gdzie zza każdego krzaczka wyskakuje jakieś zwierzątko tu kotek, tam piesek , kawałek dalej stado koni przytulających się do większych piesków. Psów i kotów w tym wyobrażeniu jest bez liku.
Ciekawostką są koty tulące się do myszy lub śpiące na snopku siana z gołębiami i wróbelkami w blasku słońca.
Każdy biega wolno, bo kojce są złe.
Wszystkie zwierzęta oczywiście dogadują się ze sobą idealnie. 
Wszędzie zielona trawka, motylki, śpiewające ptaszki.
I wiecznie świecące słońceeee!
Tu nigdy nie pada deszcz, dlatego jest kilka basenów, żeby „Panie Prezesowe” pomoczyły tyłki jak znudzi się im leżing i kocing.
Pory roku Arkadii też nie obowiązują.
Bo Prezesowe 
lubią ciepło” więc i natura im sprzyja.
Dnie tu płyną leniwie, relaksująco.
Dlatego też uważacie, że dzień spędzony na łonie natury jest fajny i warto załadować domowników do samochodu + kocyk i ciut odpocząć w Arkadii na zawsze zielonej trawce.
Świetny sposób na odpoczynek i zagospodarowanie wolnego czasu.

Nasza rzeczywistość wygląda jednak inaczej...
Każdy dzień zaczynamy od ciężkiej pracy i odbierania WASZYCH telefonów.
W naszym świecie doba jest zbyt krótka, by ze wszystkim się wyrobić.
Jesteśmy tylko dwie...
Mamy pomocników i owszem.
(Bo jedynym z tych codziennych-fizycznych jest nasza Bożenka - anioł nie człowiek. Pomaga zawsze, wszędzie i bez dyskusji.
Oddaje całą siebie każdego dnia dla naszych podopiecznych, (nie ma wolnego, i nigdy nie narzeka) oraz  Sabinka
Każdego ranka na 7:00 stawia się do karmienia psiaków.
Nie zważając na deszcz ,śnieg, złe samopoczucie. 
Jest też pod telefonem i nigdy nie grymasi ,gdy trzeba jechać przewieźć zwierza czy zgarnąć z ulicy po wypadku – zawsze dla nas jest – jest JEDNĄ Z NAS)
Ale codzienność przygniata nas dwie...
Telefony i wymagania...
Od samego rana czekają na nas obowiązki.
Nakarmienie zwierząt, czyszczenie kuwet, wyjazdy do weterynarza z naszymi podopiecznymi, ogłaszanie psów i kotów do adopcji – robienie im zdjęć... - bo same się nie robią.
Wizyty przed-adopcyjne i interwencje zgłaszane przez Was, dowożenie zwierząt do nowych domów.
Podejmowanie trudnych decyzji przypłaconych morzem wylanych łez.
Zrezygnowanie...
Brak sił i walka o każdy grosz, bo wszystko niestety kosztuje...

Wszystkie te obowiązki to nasza codzienna walka.
To nie tak, że robimy to wszystko raz w tygodniu, dla relaksu.
My w tym żyjemy.
Bo te zwierzęta nie idą do kuchni zrobić sobie jedzonko, same do weta nie jeżdżą - to wszystko jest robione ludzkimi rękami...
I teraz tak sami dla siebie pomyślcie ,gdzie w tym wszystkim jest ugotowanie obiadu, zajęcie się dzieckiem i domownikami, posprzątanie w domu, czas na zadbanie o własne zdrowie.
Wiem, że to niebywałe, ale my też musimy jeść, spać, odpocząć.
Czasami marzy nam się chwila nudy...
Chwila na przeczytanie dobrej książki, którą odkładamy od dawna.
Dla nas nie ma taryfy ulgowej, nie mamy czasu na chorowanie.
Wiecie sami po sobie ile zajmuje robienie obiadu czy wizyta u weterynarza.
Macie pod opieką jednego psa czy jednego kota ,a marudzicie ile to Wam czasu zajmuje spacer z psem czy sprzątanie kuwety.
Zastanówcie się zatem ile pracy mamy my...

Czemu to piszę?
Bo jestem zmęczona ludźmi...
Tym co o nas mówicie i jak nas postrzegacie.
Tym, że nie staracie się nas zrozumieć.
Tym, że wymagacie i żądacie.
Tym, że nie widzicie w nas ludzi, tylko maszynki ,które muszą być na pstryknięcie w palce.
Tym, że nazywacie nas wariatkami , nawiedzonymi babami, ale mimo to palcem pokazujecie co i gdzie mamy zrobić.
Tym, że nas nie szanujecie, a to właśnie my naprawiamy życie tym, którym człowiek złamał serce i pozbawił siły do dalszego życia.
Tym, że mówicie „takie życie sobie wybrałaś” - chociaż tak naprawdę nie rozumiecie zupełnie znaczenia tych słów...
Tym, że nawet jak nie chcecie pomagać to złośliwie chcecie szkodzić i utrudniać...

Zastanówcie się czasami nad tym co robicie i mówicie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz